Potraktowane z serdeczną, dobrotliwą ironią, są wzruszającym ukłonem wobec gustów naszych babek, równocześnie zaś podkreśleniem dystansu czasu. Nie wystarczy jednak posiadać wiedzę i talent, aby zilustrować wygląd ludzi i przedmiotów sprzed stuleci, trzeba mieć jeszcze zdolność oryginalnego ich widzenia. „Tonio” miał zawsze odwagę „bycia innym”, ignorowania wszelkiej uniformizacji. Bez trudu nadaje własne piętno wszelkim realiom „z myszką”. Nie uprawia profesji naturalistów, nie uznaje pastiszu — jest kompozytorem, tworzącym wariacje na tematy tej lub innej epoki. Antoni Uniechowski rzuca na papier, chwytane przez siebie absolutnym słuchem, echa czasów Sobieskiego, Księstwa Warszawskiego, epoki romantyzmu.
Archive for the My,z Warszawy Category
Z ZAMIŁOWANIA W WARSZAWIE
-
„Tonio” mieszka z wyboru i zamiłowania w Warszawie. Kiedyś — na Krakowskim Przedmieściu 61, teraz — na Wąskim Dunaju 7. Z zamiłowania też gmera w starych varsavianach. Ma do tego miasta stosunek oddanego, choć może nieco nieznośnego kochanka. „Tonio” nigdy nie wyrósł z Warszawy (choc na chwilę przeniósł się do Krakowa), to Warszawa z biegiem lat wyrosła z „Tonią”.W tym punkcie kuli ziemskiej nikt nie ma prawa uskarżać się na brak dziejowych atrakcji. Obraz historii tego miasta jest obrazem z kalejdoskopu — za życia jednego pokolenia, jednego człowieka, kilkakrotnie przekształca się oblicze stolicy.
CO NAJMNIEJ CZTERY WARSZAWY
-
Uniechowski pamięta co najmniej cztery — nie licząc dzisiejszej — Warszawy i potrafi każdą z nich doskonale odmalować. Wspomina Warszawę bez pojazdów mechanicznych, z jakimś jednym „samojazdem” i tramwajem konnym. Pamięta windę w „Bristolu”, co to ją facet sznurami ciągnął (ten cudowny zabytek, jeden z ostatnich antyków warszawskich, niedawno barbarzyńsko odremontowano). Wspomina Warszawę gazowych latarń, drewnianych bruków, rozdzwonionych zimą sanek. Warszawę, która kończyła się przy Politechnice i placu Unii, i gdzie przy dzisiejszej Rakowieckiej żytko falowało. Tego, który powiada, że „treść czasu, epoki, wydarzeń była dla mnie zawsze zapisana w zewnętrzności, największe zainteresowanie budziła wizualna strona życia”, pasjonują również losy ludzkie. Opowiada o nich barwnie i zawsze z przymrużeniem oka.
OWOCNA SPÓŁKA
-
Dzięki owocnej spółce autorskiej ze swą córką Krystyną wydał te opowieści drukiem i możemy bez przeszkód poznać pyszną galerię owych osobników „z fiołkiem”, zaludniających gęsto życie artysty.Nie ma co ukrywać, Antoni Uniechowski naobijał się po warszawskim światku, przenikał niepostrzeżenie ze środowiska cyganerii do warstwy ludowej, przechodził gładko z salonów arystokracji do knajp przedmieścia. Opisuje swój udział w imieninach przyjaciela młodości: „To było pierwsze w moim życiu pijaństwo, kamień węgielny pod kolorowym gmachem alkoholowych poczynań”. Innym razem wyznaje: „Nigdy nie czułem wstrętu do alkoholu”. Z wdziękiem niezrównanym wspomina własne przypadki, tak ściśle splecione z losami kraju.
WSZYSTKO WYSOKOGATUNKOWE
-
Wszystko tam było wysokogatunkowe i wysokocennikowe. Rój ugrzecznionych subiektów otoczył ofiarę, pragnąc wmówić mu cokolwiek, a także „cokolwiek” było dla człowieka, któremu wydzielano w domu dwa złote na kawę i papierosy, nieosiągalne. Ruchliwość „Tonią”, bogactwo jego kontaktów, chłonność każdego dobrego żartu, uczulenie na każdą osobliwość, uczyniły go kolekcjonerem anegdoty. Historie kawalarza z kresów, Zalutyńskiego, czy szwagra Alfa de Liguori, przekazane nam w książce tandemu Uniechowskich, można uznać za dowód oczywisty, że o wieży z kości słoniowej w tym wypadku mowy nie ma. Ale i losy przedmiotów fascynują artystę. Oto zdejmuje ze ściany malowany na desce renesansowy obrazek, przedstawiający karmiącą Madonnę, wyciąga skądś starą emaliowaną tabakierę. To wszystko, co zdołał zabrać ze sobą, gdy w dzień wybuchu warszawskiego powstania wsiadał z Krysią do dorożki, by na zawsze opuścić swe mieszkanie na Krakowskim.
JAK RYBA W WODZIE
-
Sensacyjne żywoty rzeczy martwych! — Z szafki wyjmuje Uniechowski dwie karafki ze sławnego Urzecza: dom na Krakowskim Przedmieściu runął, Warszawa na dziejową chwilę przestała istnieć, ale szklane cacka z czasów króla Stasia ocalały. Wygrzebał je z popiołów właściciel osobiście. Mają szyjki lekko skrzywione od ognia. Stoją teraz na stole, jakby urągając tym, co na byle paczce ze szklankami piszą:„ostrożnie, szkło!”.Urokliwa mansarda Antoniego Uniechowskiego na Wąskim Dunaju prezentuje całą kolekcję owych rzeczy o niezwykłym losie. Artysta czuje się wśród tych staroci jak ryba w wodzie — z ipodnieceniem charakteryzuje niezwykłe cechy poszczególnych eksponatów: szpinecik angielski z 1790 roku, stare ryngrafy rycerskie, puzdro podróżne, zegar Abrahama Wilka z 1690 roku, tasak Jana Kazimierza z 1650…
W CZASIE OKUPACJI
-
W czasie okupacji leciało się do kawiarni już na dziewiątą rano, tak się było wyposzczonym długą godziną policyjną… Pracowałem po wojnie dla Eilego z „Przekroju”, a właściwie to on mnie wziął na własność… Zrozumieć i ukazać jakąś epoikę, to nie znaczy nagromadzić odpowiadające jej rekwizyty — trzeba znaleźć elementy wiodące i dopracować się syntezy… W fin de siecle’u widzę ostatnie znamiona starożytności… Urodził się w Wilnie — jak sam twierdzi — jako słabowite, mało energiczne dziecko. Od czasów pierwszej wojny stale mieszka w Warszawie. „Uczyłem się fatalnie i dzięki absolutnemu lenistwu czerpałem ze szkoły raczej najrozmaitsze wrażenia niż naukę”.
DO SZUFLADY
-
Jakoś, widać, przebrnął mistrz przez te rafy, bo oto widzimy go początkowo «ia kursach rysunku w szkole Gersona na Trębackiej, a następnie w klasie profesora Tichego w Akademii Sztuk Pięknych (która zresztą wówczas nie miała jeszcze rangi wyższej uczelni) na Powiślu. Ojciec jego był antykwariuszem, zajmował się handlem i ekspertyzą dzieł sztuki — to w tajemniczym gabinecie ojcowskim wszedł „Tonio” po raz pierwszy w świat cudów przeszłości, ulegając magii przedmiotów ze starą metryką. Co robił nasz bohater później, aż do lat drugiej wojny? — Bardzo rozmaite rzeczy, był nawet krótko sekretarzem klubu golfowego. Pracował w domu, dla siebie, malując i rysując „do szuflady”.
ZAINTERESOWANIE GRAFIKĄ
-
Coraz bardziej interesowała go grafika; zbliżył się do grupy Wajwóda i Manteuffla, którzy niekiedy odstępowali mu drobne roboty. Marzył zawsze, by skomponować talię kart; wykonywał tysiące projektów, starając się stworzyć karty prawdziwie polskie — te projekty reprodukowała w jednym ze swych numerów „Grafika”. Zaczęły wpływać poważniejsze zamówienia: wykonał projekt witrażu dla jednego ze statków oceanicznych oraz projekt chorągwi województw i plakietę na Wystawę Nowojorską. Gdy wreszcie coś się zaczęło — wszystko runęło. Nadszedł rok 1939.„Czy to, co przestało istnieć, było czymś materialnym, jak żyrandol w moim dziecinnym pokoju, czy iluzyjnym, jak błyski wśród jego kryształów — nie wiem”. Tak powiada w wiele lat później „Tonio”- -poeta, „Tonio”-dziecko, „Tonio”-duchowy somnam- bulik.