Witaj!
Witaj na moim serwisie poświęconym mediom i reklamie. Znajdziesz tutaj wiele informacji dotyczących funkcjonowania mediów i tworzenia reklamy w Internecie.
Zapraszamy do śledzenia naszego serwisu
Tak powinny i tak będą musiały pracować w przyszłości wszystkie nowoczesne zakłady przemysłowe, wzorując się na przyrodzie, która — mówiąc językiem przemysłowym — produkuje bez odpadów. Górnictwo to nie jedyny twórca sztucznych gór, rozległych zwałowisk. Poczesne miejsce zajmuje również energetyka. Wokół wielkich elektrowni rozciągają się ogromne hałdy pyłów, bardzo przykre dla otoczenia.Elektrofiltry zatrzymują pył — drobniutki, miałki popiół, który gromadzony na hałdach stanowi uciążliwy odpad i zajmuje coraz więcej miejsca. Już obecnie pod składowiska popiołu i żużla przeznaczono ponad 1800 ha i to ciągle mało. Skąd tyle tych popiołów?
Każda elektrownia i elektrociepłownia stwarza ten sam problem: potrzeba setek hektarów pod składowiska popiołu. I nie ma takiego miejsca, gdzie nie byłyby one bardzo uciążliwe, chyba że lokuje się je w odpowiednio przygotowanym kopalnianym wyrobisku. Rzadko jednak takie wyrobisko znajduje się tam, gdzie właśnie mogłoby się przydaę. A jeśli nawet jest, nie zawsze umiemy je spożytkować. Na przykład dla elektrowni Połaniec na składowisko przeznaczono wyrobisko po siarce. Jednakże odległość w prostej linii wynosi 25 km, a koleją — 70 km. Kiedy lokalizowano tę elektrownię, przewidziano dla niej składowisko w rozsądnej odległości.
Elektrociepłownie otrzymują węgiel o zawartości 30-40 proc. kamienia, a nawet więcej, niejednorodny, w każdej partii jest inny procent części niepalnych. W tych warunkach trudno tak ustalić proces spalania, aby otrzymywać jednorodny popiół, nie można zagwarantować, że będzie w nim określona stała ilość części palnych. A tylko w takim wypadku — zdaniem specjalistów z „Energoprojektu” — popiół może być przydatny na przykład dla cementowni. Trudność sprawia również transport. Potrzebne są specjalne wagony — cysterny, nie sposób bowiem odkrytymi wagonami wozić tak pylący materiał, a tych brakuje. Na budowę i rozbudowę wytwórni prefabrykatów przy elektrowniach z reguły nie wystarczało środków.
Zresztą na prefabrykaty potrzebny jest popiół atestowany, to znaczy zbadany, o wiadomym składzie. Wszystko więc sprowadza się do jakości węgla. Czy na pewno wiemy, ile kosztuje nas stosowanie w energetyce węgla pozornie kaniego? Przyjął się pogląd, że główną zaletą wielkich elektrowni i elektrociepłowni jest możliwość spalania naj- ‚ gorszych gatunków węgla, że jest to ekonomicznie najbardziej uzasadnione. Rzecznicy tej teorii twierdzą, że dlatego właśnie powstały wielkie ciepłownie i scentralizowany system ogrzewania. Chodziło przede wszystkim o oszczędność węgla. Tak kiepskiego węgla, jaki otrzymuje energetyka, w zwykłych paleniskach spalać by się nie dało.
Taka podwójna oszczędność — na budowie elektrowni i na węglu — powoduje gorszą pracę urządzeń i szybsze ich zużycie. Od pewnego czasu projektuje się już elektrownie na węgiel gorszy, bardziej zbliżony do tego, jaki faktycznie będą otrzymywały.Do kosztów wynikaj|cych ze stosowania bardzo złego węgla trzeba doliczyć koszty budowy składowisk popiołu — wielkie i stale rosnące. Bierze się je pod uwagę, ale rachunek ten jest nadal bardzo niepełny. Zły węgiel to również siarka w powietrzu. A o stratach spowodowanych zasiarczeniem już mówiliśmy. Nie ze wszystkimi odpadami wiadomo co robie, jak je zużytkować lub jak zagospodarować. Dużo trudnych do rozwiązania problemów nastręczają odpady przemysłowe.
Ale jeżeli przyjmujemy, że źródłem surowców powinien stać się śmietnik komunalny, pełen puszek od konserw, butelek, Szmat i papieru, to w nieporównanie większym stopniu stać się nim musi śmietnik przemysłowy. Nie chcemy przecież doprowadzić do kompletnego zrujnowania ziemi, do zniwelowania gór wzniesionych przez przyrodę, a usypania nowych za pomocą transporterów, do zamulenia, zasypania jezior naturalnych, a utworzenia sztucznych — w zapadliskach terenu, pad wyeksploatowanymi kopalniami. Odpady przemysłowe powinny być wyzyskiwane w maksymalnym stopniu i jak najstaranniej zagospodarowywane. To, czego się ponownie w surowiec zamienić nie da, należy uporządkować i przywrócić życiu roślinnemu.
Świadomość ekologiczna w naszym społeczeństwie nie osiągnęła jeszcze poziomu, który wymuszałby systematyczną kontrolę środowiska. Alarm podnosi się dopiero wtedy, gdy nie ma czym oddychać, gdy wodociąg trzeba zastąpić beczkowozem, gdy zamierają nie dziesiątki, lecz tysiące hektarów lasów albo gdy nawet bez statystyk dostrzega się, że nie jest dobrze ze zdrowiem ludności. Alarm taki podniesiono w Płocku. Na polecenie wojewódzkiej rady narodowej i wojewody płockiego zespół specjalistów opracował w 1982 r. raport o stanie środowiska przyrodniczego tego województwa. Korzystano z badań prowadzonych w mieście i okolicach od wielu lat przez różne ośrodki naukowe, między innymi przez Akademię Medyczną w Warszawie, Wojskową Akademię Medyczną w Łodzi, Politechnikę Warszawską, Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego.
Grzechem pierworodnym wobec Płocka była lokalizacja wielkiego kombinatu rafineryjnego i petrochemicznego na północny zachód od miasta. Przy najczęściej wiejących wiatrach smuga zanieczyszczeń obejmu- – je znaczną część miasta i wiele okolicznych wsi. Następnym grzechem było dwukrotne powiększenie zakładów, które według pierwotnych założeń miały przerabiać 6 min t ropy, a w następstwie rozbudowy przerabiały 13 min t. Nowe oddziały produkcyjne uruchamiano z reguły bez koniecznych urządzeń ochronnych, które instalowano z dużym opóźnieniem — albo i nie, bo brakowało pieniędzy. Zgodnie z niepisaną zasadą, głoszoną często przez rzeczników przemysłu: najpierw się wzbogaćmy, a potem będziemy chronić środowisko — rozwijano również płocki kombinat.
Niewiele dbano o rozprzestrzeniające się zanieczyszczenia. Z raportu władz wojewódzkich wynika, że zakłady emitują ok. 400 różnych szkodliwych substancji. Mimo ograniczenia produkcji w ostatnich latach, wzrasta emisja zanieczyszczeń, co świadczy o starzeniu się instalacji. Zasięg oddziaływania różnych toksycznych gazów wynosi ok. 400 km2, a stosunkowo ciężkich, bardzo szkodliwych węglowodorów — 60 km2. Wraz ze ściekami trafia do Wisły, poprzez rzeczkę Brzeźnicę, w ciągu doby ponad 60 kg fenoli, ponad 5 t produktów naftowych i blisko 20 t zawiesiny. Koszt urządzeń, które są niezbędne i które należało w ciągu minionego ćwierćwiecza stopniowo instalować, sięga 4 mld zł (wg cen z 1978 h).